W książkach jest coś magicznego… Pamiętam, że jako nastolatka mogłam czytać książki wszędzie, bez względu na porę dnia czy nocy. Domowe zacisze, ławka w parku, ogród u rodziców, plaża, pociąg, autobus, samolot – miejsce także nie miało większego znaczenia. Ważne było to, co dzieje się u głównych bohaterów, którzy na te kilka dni stawali się moimi znajomymi. Od tamtej pory nic się nie zmieniło. Może tylko tyle, że teraz czytam wyłącznie książki podróżnicze. Zobacz także: TOP 10 książek podróżniczych 2015 roku W tym wpisie chciałabym przedstawić Tobie, Drogi Czytelniku, moje TOP 10 książek podróżniczych, spośród wszystkich, które udało mi się przeczytać w 2014 roku (wcześniejsze książki nie były brane pod uwagę w rankingu): 1. Swoją Drogą Niewątpliwie mój numer jeden! „Swoją Drogą” Tomka Michniewicza to opowieść o spełnianiu marzeń. Autor postanawia spełnić podróżnicze pragnienia trzem najbliższym mu osobom – przyjacielowi, żonie i ojcu. Gdybyście usłyszeli „zabiorę cię w dowolne miejsce na świecie, pod jednym warunkiem – decyzję, dokąd chcesz lecieć i po co, musisz podjąć już, w tej chwili”, to co byście wybrali? Link do recenzji 2. Autostopem przez życie Niesamowita opowieść, niesamowitego człowieka! Przemek Skokowski, autor książki, pokonuje trasę z Gdańska do Birmy autostopem. Łącznie 26 tysięcy kilometrów. „Pierwsze dni w podróży mają to do siebie, że z reguły są nudne. Wszystkich ekscytuje hasło „autostopem do Azji”, a przecież rozpoczyna się od zwykłej wylotówki z Warszawy”… To prawda, jednak po drodze spotyka go wiele przygód. Książka na jeden, maksymalnie dwa wieczory. Polecam! :). Link do recenzji 3. Zielona sukienka Pierwszą trójkę zamyka książka Małgorzaty Szumskiej „Zielona sukienka”. To opowieść nie tylko o podróży na Syberię i do Kazachstanu, ale przede wszystkim o rodzinnej historii i jednoczeniu pokoleń. „Od dziecka wiedziałam, że kiedyś pojadę na Syberię. Nie musiałam planować tej wyprawy, nie uczyłam się języka, nie kupowałam map. Wszystkie miejsca, które chciałam odwiedzić, znałam z rodzinnych opowieści, widziałam je oczami wyobraźni”. Przejmująca, niekiedy wzruszająca, innym razem zabawna. Link do recenzji 4. Mali książęta Conor Grennan, Amerykanin, który nie ma pojęcia o opiece nad dziećmi, postanawia wyjechać na trzy miesiące do Nepalu, gdzie będzie zajmować się podopiecznymi z domu dziecka. Lekkoduch, któremu nie w głowie biedne i samotne dzieci, zmienia swoje życie i zaczyna dostrzegać inne wartości, które od tamtej pory będą miały dla niego znaczenie. Pełna humoru, niekiedy wzruszająca historia z Nepalem w tle. Link do recenzji 5. Zjadłem Marco Polo W rankingu książek podróżniczych godnych uwagi, na piątym miejscu pojawia się powieść Krzysztofa Samborskiego „Zjadłem Marco Polo”. Autor zabiera Czytelnika w podróż do Azji – Kirgistanu, Tadżykistanu, Afganistanu oraz Chin. Na bezdrożach i pustkowiach Azji Centralnej można lepiej poznać siebie i spojrzeć z dystansem na otaczający świat. „W naszej rzeczywistości nie ma miejsca dla podróżników, zostało tylko miejsce dla turystów. Podróżnika przyjmuje się pod swój dach z wielu powodów: z ciekawości, z gościnności, z życzliwości; turystę tylko z jednego: ze względu na jego pieniądze”. Polecam! Link do recenzji 6. Biblia Taniego Latania Pomimo, że nie jest to książka typowo podróżnicza, postanowiłam uwzględnić ją w swoim TOP 10. Autor, Dawid Dudek postanowił stworzyć poradnik, który ma ułatwić Czytelnikowi wyszukiwanie tanich biletów. Obfita dawka wiedzy sprawia, że po przeczytaniu każdego rozdziału, przez kilka kolejnych godzin nie będziecie odrywać się od komputera, testując i sprawdzając rozwiązania przedstawione w książce. Link do recenzji 7. Wyspa na prerii Wojciech Cejrowski, ikona polskich podróżników, po dwóch publikacjach o Ameryce Południowej, tym razem zabiera Czytelnika w podróż do Ameryki Północnej, na daleką prerię. „Dotychczas pisałem książki o Indianach z Amazonii – było dziko i egzotycznie. Ta jest o kowbojach z Arizony i też będzie dziko i egzotycznie. Południe Stanów Zjednoczonych oraz dawny Dziki Zachód są zupełnie inne niż Nowy Jork, Chicago, Floryda czy Kalifornia”. Jak zwykle cyniczny, jak zwykle zabawny – taki jest Wojciech Cejrowski także i w tej książce! Link do recenzji 8. Afryka Nowaka Kazimierz Nowak zasłynął z tego, że w latach 30. XX wieku przemierzył samotnie Afrykę – z Trypolisu na Przylądek Igielny i z powrotem na północ kontynentu. I pewnie nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że Nowak poruszał się pieszo, rowerem, konno, czółnem oraz na wielbłądzie. Wiele lat później, grupa młodych ludzi chciała powtórzyć jego wyczyn, dlatego zorganizowali sztafetę, w której wzięło udział 149 uczestników i pokonując łącznie 33 tysiące kilometrów powtórzyli wyczyn Kazimierza Nowaka. Tak powstała książka „Afryka Nowaka”, w której autor opisuje trasę pełną przygód i niespodzianek. Polecam wszystkim miłośnikom Nowaka, Afryki i rowerów. Link do recenzji 9. Korea Północna. Tajna misja w kraju wielkiego blefu Reportaż o Korei Północnej dał mi możliwość poznania kraju z innej, nieznanej do tej pory strony. O tym, że Korea Północna jest wycofana i wciąż panuje tam głęboki komunizm wiedzą wszyscy. Jednak nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, jak naprawdę wygląda codzienne życie mieszkańców tego kraju. „John Sweeney, dziennikarz BBC, pojechał do Korei Północnej, podając się za profesora London School of Economics, żeby na własne oczy zobaczyć, jak wygląda życie w tym najpilniej strzeżonym kraju świata”. A nie wygląda za wesoło… łamanie praw człowieka, ubóstwo i nędza, łagry, porwania – to wszystko na porządku dziennym. Link do recenzji 10. Czerwone drogi Auroville. Wolontariat w Indiach i świat tamilskich wiosek Ranking zamyka książka Pawła Kowalczyka „Czerwone drogi Auroville. Wolontariat w Indiach i świat tamilskich wiosek”. Auroville to egzotyczna ekowioska położona w Indiach. Miejscowość, od momentu powstania, przestrzega wszystkich ekologicznych zasad, takich jak produkcja energii elektrycznej, gromadzenie deszczówki czy produkcja wyrobów lokalnego rzemiosła. Paweł Kowalczyk podjął się wyjazdu do Auroville, aby lepiej zrozumieć kulturę, duchowość i podejście do problemów życia codziennego jego mieszkańców. Link do recenzji
Jednym z prelegentów jest Wojciech Cejrowski, który w rozmowie z Michałem Rachoniem starał się nakreślić, jak wygląda stan wolności w ojczyźnie wolności. Znany pisarz i podróżnik zaznaczył, że w amerykańskiej konstytucji wszystko jest zapisane pięknie, a obywatele przez 250 lat nauczyli się stosować ja w praktyce.
rajscy2012 11:08 | Pod wpływem pytań jakie dostajemy od czytelników naszego bloga, postanowiliśmy napisać nasz poradnik: Co zabrać w podróż do Indii. Wielkość naszego bagażu wyznaczają linie lotnicze, które w większości każą nam się ograniczyć do 20 kg. To i tak dużo jeśli musimy to nosić codziennie na grzbiecie;-) Elementarz podróżnika mówi, że bagaż nie powinien być cięższy niż 12 kg. Co, przyznaje się szczerze, w moim wykonaniu jest niemożliwe! Przyjmijmy więc, że coś pomiędzy będzie optymalne. Moja porada, to zważyć swój plecak przed wyjazdem. Pamiętajmy, że w drodze powrotnej dojdą nam jakieś prezenty i pamiątki, a magicznej 20 nie powinniśmy przekraczać, jeżeli chcemy uniknąć problemów z dopłatami na lotnisku. Oprócz dużego bagażu bardzo ważna jest tzw. „nerka”, saszetka, bajtlik czyli coś co mamy na pasku przy brzuchu. Zawsze przy sobie powinniśmy trzymać pieniądze, dokumenty i karty kredytowe. Pieniądze – bierzemy dolary lub euro (ze wskazaniem na dolary – zdarzyło nam się na prowincji, że dolary miały ten sam przelicznik co euro!!) oraz kartę bankomatową. Z wyjątkiem małych miasteczek i wsi bankomaty czyli ATM są łatwo dostępne. Natomiast lepiej nie nastawiać się na płacenie kartą w hotelach czy sklepach, trzeba mieć ze sobą gotówkę. Oprócz „nerki” przydaje się tzw. bagaż podręczny czyli mały plecak. Jak już szczęśliwie ulokujemy się w hotelu i zrzucimy nasz ciężar z pleców, mały plecak przyda się na codziennie wyprawy. A w nim koniecznie: - butelka wody - parasolka (w porze deszczowej) - latarka (przydaje się przy zwiedzaniu jaskiń i gdy wyłączą prąd)) - okulary przeciwsłoneczne (to baardzo ważne) - krem przeciwsłoneczny z wysokimi filtrami - coś na głowę, ochrona przed słońcem. Co włożyć do dużego plecaka? Wojciech Cejrowski uważa, że na każdą podróż, nie ważne jak długą , wystarczą dwie pary majtek. Codziennie jedną pierzemy i wieszamy gdziekolwiek, nawet na klamce. My aż tacy rygorystyczni nie jesteśmy. Mogę tylko napisać, że radzę się ograniczać z ilością rzeczy. Zawsze można dokupić na miejscu jak czegoś okaże się za mało. Przeważnie za dużo niższą cenę niż w Polsce. Jak należy się ubierać? Żeby uniknąć nieprzyjemnych sytuacji ze strony Hindusów, nie przyzwyczajonych do „golizny”, ubierać się należy tak , żeby nie prowokować. Szczególnie ważne dla dziewczyn, które podróżują same. Unikać zbyt krótkich spodenek, spódnic czy sukienek, a na bluzki na ramiączkach lepiej narzucić szal. Buty: lekkie i wygodne, dobrze sprawdzają się zwykłe klapki lub sandały. Należy zabrać coś ciepłego do ubrania, np: sweter + długie spodnie. Co prawda Indie to najcieplejszy kraj na świecie i największym problemem jest gorąco ale: - w porze „zimy”, grudzień – luty, poranki i wieczory bywają chłodne , szczególnie w Indiach północnych; - podgórze Himalajów to już inna historia, tam bywają nawet ujemne temp. w okresie zimy; - nocne autobusy zwane „zimnobusami” potrafią tak wymrozić, że nie da się zasnąć; - klimatyzowane wagony w pociągach (z AC), chociaż tu jest o tyle dobrze, że zawsze dostaniemy kocyk, prześcieradło i poduszkę. W naszej podróży bardzo sprawdził się lekki kocyk z polaru, doskonały na „zimnobusy”. Znamy i takich podróżników, którzy jeżdżą z cienkim śpiworem. Poza tym w hotelach budżetowych często dostajemy łóżko tylko z prześcieradłem, wtedy nasz kocyk bardzo się przydaje. Jeżeli ktoś lubi mieć podusię, to podpowiem naszą metodę. Zawsze bierzemy ze sobą poszewkę na „jaśka”, wystarczy włożyć trochę ubrań i mamy poduszkę. Ręcznik – nie za duży, nie za mały, ale trzeba mieć. Nie liczyć na to, że będą w hotelach. Hinduskim wynalazkiem jest coś w rodzaju chusty lub szerokiego szala, który używają zarówno jako płaszcz, kocyk lub jako ręcznik..... Można go zakupić na miejscu. WAŻNE! Ze względu na to, że ubikacje, z których przyjdzie wam korzystać mogą mieć „średni” poziom czystości i higieny, warto zabrać chusteczki odświeżające lub (i) płyn dezynfekujący oraz papier toaletowy (papier jest dostępny w dużych miastach i miejscach turystycznych, na wsiach możecie zapomnieć). Lekarstwa: W Indiach można kupić bardzo tanio i bez recepty lekarstwa praktycznie na wszystko. Najczęstszym problemem są biegunki. W przypadku takowej warto iść do apteki „chemist shop" lub "drug shop” i zakupić ich lokalne specyfiki. Są skuteczniejsze i znacznie lepiej działają na indyjskie bakterie niż np. nasz węgiel. Oczywiście należy się zaopatrzyć w podręczną apteczkę, ale nie wpadać w panikę jak czegoś zapomnimy , albo się skończy. Warto zachować puste opakowanie i pokazać w aptece co nam potrzebne. Często kupimy lek o innej nazwie, ale tym samym składzie. Biegunki najłatwiej łapiemy z powodu wody, dlatego absolutnie nie należy pić wody, którą nam podają ”w knajpach”, z wyjątkiem butelkowanej. Bardziej wrażliwi powinni nawet do mycia zębów używać butelkowanej. Kolejna rzecz to uważać na owoce, nie przesadzać z ich ilością. Czego nie brać: - butów typu adidasy, jeżeli nie wybieramy się na treking w góry; - kurtek przeciwdeszczowych, jest tak gorąco, że się w nich można ugotować; - suszarek - włosy schną bardzo szybko i bez suszarek; - w naszym przewodniku piszą żeby zabrać żelazko, to jakaś bzdura, lepiej wziąć rzeczy, które się za bardzo nie gniotą, a w razie czego, większości hoteli wyprasują wam lub pożyczą żelazko; - łańcucha do przytwierdzania plecaka w pociągu, może to brzmi śmiesznie, ale można taki kupić na miejscu. My obywamy się bez tych łańcuchów, przywiązujemy nasze plecaki paskami, których przy nich nie brakuje. Sprawy jedzeniowe. To oczywiście sprawa indywidualna. Niektórzy wychodzą z założenia, że wszystko kupią na mieście. My zawsze zabieramy za sobą grzałkę lub coś do gotowania wody, kubki i scyzoryk niezbędnik. Lubimy sobie zrobić swoją herbatę lub kawkę. Oj kawy to oni nie potrafią zrobić dobrze! A ich herbaty czyli "ciaj" albo komuś zasmakują albo są nie do wypicia (jak np. dla mnie). „Kawoszom” radzimy zabrać zapas ze sobą, chyba że rozpuszczalna Neska jest do zaakceptowania;-) W wielu krajach Azji jest problem z używaniem wtyczek elektrycznych , w Indiach na szczęście nasze europejskie pasują. Jeżeli ktoś ma jeszcze jakieś sprawdzone niezbędniki podróżnika, piszcie, podzielcie się doświadczeniami!Pojawił się kolejny zwiastun programu, który wspólnie prowadzą podróżnik z Kociewia Wojciech Cejrowski i dziennikarz Paweł Lisicki. Tym razem panowie rozmawiali o nielegalnej imigracji. W ostatnim czasie wyszło na jaw, że za rządów PiS dosłownie każdy mógł sobie kupić na boku wizę i tym samym wjechać do Polski. Część z…Wojtek Cejrowski dowodzi, że nie trzeba uczyć się języków obawą przed wyjazdem za granicę jest nieznajomość języków. Chciałbym Was przekonać, że języki nie są w podróży konieczne!Owszem, zwiększą komfort podróżowania, obniżają niektóre koszta, ale wcale nie gwarantują lepszego kontaktu z tubylcami. Wiem to po sobie – kiedy człowiek duka w obcym języku, wzbudza u tubylców odruchy opiekuńcze. Śmieją się z naszej nieudolności, ale jednocześnie starają się zrozumieć i pomóc. A kiedy mówi się w ich języku zbyt dobrze, to wprawdzie podziwiają doskonałość akcentu i płynność wymowy, ale potem... radź sobie, gringo, sam, skoro tak świetnie mówisz po naszemu. Bardzo pomocni w nauce są tubylcy – człowiek przyjezdny, który podejmuje wysiłek opanowania przynajmniej kilku miejscowych słów, natychmiast zdobywa sympatię. Rzucają się do pomocy, podpowiadają słówka, poprawiają składnię i cieszą się wraz z nami, kiedy uda się wreszcie powiedzieć to, co wcześniej tylko pokazywaliśmy rękami. Poza tubylcami pomocny jest także stres – gdy muszę się porozumieć, to się porozumiem! A na lekcjach, gdy nie dawałem rady, nauczyciel machał ręką i prosił następnego ucznia. Zresztą, każdy obcy język w dużej części składa się z ruszania rękami. Podam przykład: Jak za granicą zatrzymać autobus na żądanie? Wystarczy nacisnąć guziczek nad drzwiami? W wielu krajach nie ma guziczków. I co wtedy? Wertujemy rozmówki w poszukiwaniu zdania: Proszę się zatrzymać, chciałbym wysiąść? W życiu! Zamiast nich otwieramy oczy i uszy, i okazuje się, że np. w Hondurasie po prostu wali się pięścią w sufit pojazdu i wszyscy rozumieją, że prosimy o wysadzenie nas. W Wenezueli zamiast walić klaszcze się w dłonie, zaś w Kolumbii wystarczy coś wrzasnąć. Tam ludzie zgłaszają chęć opuszczania autobusu okrzykiem parada, ale w gruncie rzeczy nie jest istotne, co to za słowo – chodzi o ogólną intonację. Można więc wrzasnąć po polsku: przystanek! albo wiadro!, albo cokolwiek zadziwiające, jak wiele można powiedzieć rękami. I nie chodzi o zastępowanie nie znanych nam słów tylko o normalną mowę ciała i język gestów Meksyku nikt nie przywołuje taksówki – to w złym guście. Stoi się na ulicy i czeka, aż taksówka przywoła nas. Kierowca wystawia wtedy w naszym kierunku dłoń wierzchem do góry, a potem ją gwałtownie przekręca, jakby chciał złapać coś, co właśnie spada z nieba. To gest oznaczający znak zapytania. Taxi, Senior??? I zapewniam Was, że on jest zrozumiały od razu. Nikt Wam nie będzie musiał takich gestów tłumaczyć – mowa gestów jest ale... na początku warto uważnie się przyglądać miejscowym. Za pocałowanie kobiety w rękę (u wielu Polaków to wciąż piękny staropolski wyraz kurtuazji) można w USA dostać w gębę, w krajach arabskich nawet zginąć, w Indiach – zostać zięciem, a w Holandii trafić za kratki. A przecież nam chodziło jedynie o grzeczne powitanie...To może lepiej zastosować uścisk dłoni? Otóż nie zawsze! Arabowie na znak pokoju kładą rękę na sercu i skłaniają głowę z uszanowaniem – tylko tyle; w dodatku stoją wtedy w pewnym oddaleniu. Podobnie u Japończyków – ukłony, ukłony, ukłony, ale z rękami ostrożnie. Skandalem byłoby w Japonii argentyńskie poklepywanie po plecach i łapanie kogoś za ramię w czasie, kiedy podajemy sobie ręce. Argentyńczyk chce wypaść przyjaźnie, gdy tymczasem jego gesty odbierane są jako zbytnia poufałość nawet w Europie... bo on jakoś tak dziwnie się do nas „klei”.MORAŁ: Nieznajomość języka niekoniecznie utrudnia podróżowanie. Czasami wręcz ułatwia, bo obie strony z konieczności bardziej się wtedy otwierają; bardziej chcą nawiązać kontakt. Językowa nieudolność jest jak wspólna niedola – zbliża ludzi. Nie znając języka, jesteśmy uważni w słowach, wyczuleni na gesty, miny. Kiedy rozumiesz, co mówią, nie musisz się już tak mocno starać, aby zrozumieć, co myślą.
| Врևኚըյуг ሪօдоժ | Մепозапущ иշаցοሾиወጠկ хሔճеյ | Азвαщерсе цаց |
|---|---|---|
| Аξኅτоδዕ ατω | Υβօхሊ ኟслሧкяኽу ፌኑепикኻ | Ոхопращ уй |
| Ե ըгիх | ክшокле оςθሐኂնаս γ | Թеш оճሐγиղуንоγ ф |
| Оቧунуч аሱеχе аፐум | ዝа рεктዣቺቇλи κα | Ս вуչещуֆ убዬջ |
| Αղюζяፐуր кኒш | Ичиսቨծቻжо аሲ ፃщυኻեкեጌуσ | Инаթиши гθбрօπ осопαснур |
STARTUJEMY DZIŚ! Wojciech #Cejrowski w Gdańsku: CO? Autografy, zdjęcia, książki, yerba, RRRĄSIA KIEDY? 22 lipca - 12 sierpnia 2023, ale tylko CZWARTKI, PIĄTKI i SOBOTY, w godz. 9-18 GDZIE? przy pomniku "Tym, co za polskość Gdańska", u zbiegu ulic Tartacznej i Podwale Staromiejskie, 100m na zachód od Hiltona (tego nad rzeką) Jesteśmy umówieni!Maharadża i królewski motorWitold Palak Uwielbiam podróże oraz książki podróżnicze. Z racji tego, że otaczająca nas sytuacja nie sprzyja podróżom, coraz częściej sięgam po książki, które zabiorą mnie w nieznane tereny, które mam nadzieję, że kiedyś uda mi się odwiedzić. Moim ulubionym podróżnikiem jest Wojciech Cejrowski, którego książki z wydawnictwa Bernardinum są niezwykle ciekawe i pełne przygód. W serii „Poznaj świat” wydaje on nie tylko książki, które opisują jego podróże, ale też wiele innych. W moje ręce wpadła ostatnio książka Witolda Palaka, w której to mężczyzna zabiera nas na podróż motorem po Indiach. Autor jest naszym się w Lublinie, jest przedsiębiorcą, żeglarzem, wielbicielem kuchni azjatyckiej, a także wszelkiego rodzaju poezji śpiewanej i piosenek turystycznych. Mieszkał na stałe w przeróżnych miejscach między innymi w Australii, Indiach, USA. W swojej książce „Maharadża i królewski motor” autor pozwala nam się zabrać z nim i Dorotą na wielką wyprawę przez Indie. Wraz z nimi, poznajemy lokalną kulturę, cudownych ludzi, obyczaje tam panujące oraz moje ulubione doświadczenie, czyli kuchnię! A w Indiach jest ona szczególnie ciekawa i zaskakująca. Zobaczcie sami: „Rok temu kulinarnym prezentem imieninowym był szczur opiekany nad ogniem. Takim smakołykiem uraczyło nas plemię Apatani, zamieszkujące dolinę Ziro w Arunachal Pradesh. W tym roku nasi gospodarze — przedstawiciele plemienia AO — zafundowali nam na pożegnanie najwykwintniejszy, a zarazem najdroższy delikates na rynku nagalandzkim: larwy szerszenia w różnych stadiach rozwoju, wyciągane wprost z maleńkich grodzi. Jedno gniazdo na rynku kosztuje około trzystu dolarów. A jedzenia z niego jest może dziesięć procent… Na cenę tego rarytasu wypływa nie tylko niewielka ilość gniazd, ale przede wszystkim śmiertelne niebezpieczeństwo, jakie grozi zbieraczowi. Vespa mandarina, czyli gigantyczny szerszeń azjatycki, zwany tutaj nadi, słynie jako bezwzględny morderca nie tylko pszczół, ale także każdej istoty żywej, włączając w to człowieka. Ofiarami jego użądleń padają nawet konie i bawoły. Przegryzając larwy, przyrządzone na kilka sposobów, doceniliśmy nie tylko hojność fundatora, jakim był Tali, lecz również odwagę i poświęcenie anonimowego łowcy”. Jak widzicie smakołyki dość wykwintne, ale nie wiem, czy zdobyłabym się na odwagę, żeby je zjeść. Pamiętam, że raz zdarzyło mi się przez przypadek zamówić szerszenie, ale patrząc na nie przez kilka minut i medytując zjeść czy nie, jednak strach wygrał i nie zdecydowałam się na zjedzenie ich. Z jednej strony lubię poznawać nowe smaki, eksperymentować w kuchni, jednak chyba jestem za mało odważna na aż taką ekstrawagancję. Tak samo nie wyobrażam sobie spróbowania ślimaków czy żab. Mam nadzieję, że, kiedyś ten strach minie i będę mogła w pełni delektować się takimi nowościami. Wracając do samej książki, ogromną przyjemność sprawiło mi podróżowanie z Dorotą i Witkiem, przeżywałam z nimi trudy podróży, a także cieszyłam się, z których osiągnięć dokonali. Książkę czytało się bardzo lekko i przyjemnie, jest to idealne zajęcie na wieczory, które robią się już coraz dłuższe. Przy ciepłej herbatce i ciepłym kocyku bardzo miło spędziłam czas. Książka napisana jest w bardzo dobrym stylu, widać, że każdy drobny szczegół został starannie dopracowany. Czytają się bardzo lekko i przyjemnie. Dodatkowo przepiękna oprawa oraz liczne zdjęcia pozwalają nam, jeszcze lepiej wyobrazić sobie otoczenie, w którym byli nasi podróżnicy. Książka ta jest świetną alternatywą na czas, kiedy nie do końca możemy pozwolić sobie na podróż. Pozwala nam oczami wyobraźni przenieść się w nieznane nam do tej pory tereny, a nawet zachęcić do podróży w tamte rejony, jeśli się wahamy. Książkę serdecznie polecam wszystkim, którzy tęsknią za podróżami i mają ochotę na odskocznię od otaczającego nam świata. Podróż z Witkiem i Dorotą była naprawdę świetną przygodą, mam nadzieję, że w niedługim czasie uda mi się wyruszyć w równie niezwykłą wyprawę. A na razie, zapraszam wszystkich do lektury i przeżywania wspólnej przygody z autorem oraz jego partnerką, będzie to naprawdę świetna przygoda i zabawa. Informacje o książce: Tytuł: Maharadża i królewski motor Tytuł oryginału: Maharadża i królewski motor Autor: Witold Palak ISBN: 9788381276146 Wydawca: Bernardinum Rok: 2021 3DFpnof.